Wojna domowa wisi na włosku. Zróbmy wszystko by do niej nie dopuścić.
Zaszkodzi obu - stającym naprzeciw siebie - stronom, poleje się krew,
zginą uczestnicy, a także stojący na uboczu, przybędzie okaleczonych.
Tworzenie się Straży Narodowej jest reakcją na dewastowanie kościołów,
profanacji katolickich świętości przez - no i tu mam problem - przez
kogo? Czy inicjatorami dewastowania kościołów katolickich są tylko
przeciwnicy ustawy antyaborcyjnej? Moja wyobraźnia znowu dała o sobie
znać i zauważyła - może przeciwników ustawy antyaborcyjnej ktoś
podbechtał i pchnął ich do niszczenia tego, czego sam jest
przeciwnikiem, albo i wrogiem, tylko nie chce się uzewnętrznić i atakuje
kryjąc się za plecami kontestatorów ustawy antyaborcyjnej?
Moja wyobraźnie czasem fantazjuje, ale kto wie, czy dla dobra sprawy nie
wypadałoby najpierw poszukać ukrytych wrogów kościoła katolickiego i
gdyby takowych znaleziono, im dobrać się do skóry. Może po ich
wyjawieniu i unicestwieniu nasi, rodzimi przeciwnicy ustawy
antyaborcyjnej ograniczyli by się do zwykłych protestów jakie
organizowane są przeciwko wprowadzaniu uchwał kontrowersyjnych do
obowiązującego prawa. Wtedy nie była by potrzebna Straż Narodowa i spór
nie wykraczał by poza sejmowe progi. Bo w końcu od tego jest Sejm
Rzeczpospolitej Polskiej aby uzgadniał, dopracowywał ustawy na tyle, aby
nie wzbudzały aż tak drastycznych reakcji, jak ta antyaborcyjna. A może
do złagodzenia reakcji wystarczyłoby użycie bardziej przekonywujących
argumentów? Proszę polityków, popróbujcie poszukać tych argumentów, a
może innego rozwiązania. Lepiej wojować słowem niż mieczem. Tym
bardziej, że Polska jest krajem demokratycznym. A jestem pewny, że
"Demos" nie lubi wojny domowej.
O ustawie antyaborcyjnej.
Dowiedziałem się, że Kontrowersyjna ustawa antyaborcyjna
To prawie to samo, co – „Sporna ustawa antyaborcyjna”. A w sporze muszą
uczestniczyć, co najmniej dwie strony. W przypadku ustawy antyaborcyjnej
tymi stronami są: Kobieta w łonie której rodzi się dziecko, będące
skutkiem aktu rozrodczego dwojga – zazwyczaj – dorosłych ludzi – kobiety
i mężczyzny. Drugą stroną sporu jest właśnie owo dziecko rodzące się w
łonie kobiety – jak wspomniałem – wskutek aktu rozrodczego dwojga
dorosłych ludzi. (Wyjaśniam, że użycie słowa rodzące się jest
zamierzone, jako, że ja rodzenie się nazywam okres od czasu poczęcia, do
czasu odcięcia pępowiny.) Na wstępie należałoby odpowiedzieć sobie na
pytanie: jaki jest status obu stron. A no taki, w którym tylko kobieta w
łonie której rodzi się jej dziecko – nowy człowiek - ma głos i tylko
ona może uzewnętrzniać swoje zadowolenie, lub niezadowolenie. Takiej
możliwości pozbawiony jest rodzący się nowy człowiek – on nie może
uzewnętrznić swego zadowolenia, czy też niezadowolenia. Więc już z tej
racji powiedzmy sobie, że strony biorące udział w sporze nie mają
równych praw. Kobieta rodząca może wyrazić swoje niezadowolenie, swoje
cierpienie wywołane świadomością rodzenia niezdrowego człowieka. Zaś
nowo rodzący się człowiek nie może wypowiedzieć się ile cierpienia musi
znosić w wyniku wyjęcia go z łona matki, które zaspokajało wszystkie
jego potrzeby życiowe. Nie może nawet wypowiedzieć się na temat swojej
śmierci – albo głodowej, albo uduszenia, albo – wręcz rozerwania swoich
członków.
Pomijając nierówność praw stron sporu można, z całą odpowiedzialnością
orzec, że nikt nie znajdzie ustawy, zadowalającej obie strony sporu,
czyli nie kontrowersyjnej. – Więc co? Co zrobić? Gdyby można było,
jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania, ludzie nie musieliby sami nad
nimi się głowić. – Zrobiłby to sam Stwórca. Mogę tylko zauważyć, że w
tym przypadku zło zabiło ćwieka, nie do bezbolesnego wyjęcia. Ktoś
mógłby powiedzieć – wybierzmy mniejsze zło. Tyle, że akurat, w
rozpatrywanym przypadku niema większego i mniejszego zła. I w tym cały
problem, cała boleść – że tak powiem – wyjmowania zabitego przez zło
ćwieka. Gdyby ten nie mający możliwości wypowiedzi, rodzący się, nowy
człowiek, jakimś cudem przemówił to podejrzewam aborcję nazwał by
selekcją dokonywaną przedwcześnie, bo wielokrotnie zdarzało się, mimo
diagnozy lekarzy o uszkodzeniu płodu, na świat przychodziły zdrowe
dzieci, lub z szansą wyleczenia, lub wręcz samoczynnego jej ustąpienia.
Mając na uwadze swoją niedostateczną znajomość rzeczy i swoją skromność,
nie będę nawet usiłował podejmować próby rozwiązania problemu aborcji.
Pozwolę sobie tylko na zadanie pytania, na które odpowiedź może ułatwić
podjęcie optymalnej decyzji. Zapytam więc – czy nie lepiej, gdyby
selekcję rodzących się ludzi pozostawić naturze?
Dodam, a może by zacząć w końcu poprawiać błędy genetyczne? Wydaje mi
się, że wcześniej czy późnie i tak ludzkość sięgnie do genetycznych
głębi, bez względu na rozwój tej dziedziny i jej skutki.