Chociaż mnie bezpośrednio nie dotyka sprawa aborcji, jednak cierpię jako człowiek nieobojętny na cierpienia innych. W tym temacie już się wypowiadałem i to różnie. Dzisiaj chcę przypomnieć, że zła całkowicie nie jesteśmy w stanie uniknąć. Choroby nękają nie tylko ludzi nienarodzonych, będących w łonie matki. Chorują także ludzie młodzi, dorośli i starzy. Zwracam się teraz wprost do protestujących kobiet które wierzgają i myślą, że ich życie będzie lekkie, miłe i przyjemne jak dokonają aborcji chorego płodu. A ja pozwolę sobie zapytać: Kogo udusisz, zutylizujesz gdy w dzień, czy w kilka dni, czy w kilka tygodni, albo miesięcy, czy lat dostaniesz udaru mózgu, albo okaleczy cię, lub twojego, dorosłego członka rodziny rozwali, okaleczy pijany kierowca i nie będzie mógł mówić, będzie miał wykrzywioną szczękę, jak też będzie pod siebie się opróżniał? Ucieczki od oddziaływań zła, najzwyczajniej w świecie nie ma, bo zło to jest wielkość, której Bóg, choć wszechmocny nie zmógł. Zaświadczył to Chrystus Pan, który nie zrzucił nałożonego nań krzyża; dając tym świadectwo, że nie zawsze możliwe jest pozbycie się krzyża i chciał nie chciał musimy go dźwigać. Nikt nam nie zagwarantuje życia beztroskiego. Więc dobrze byłoby podjąć działania minimalizujące oddziaływanie na ludzkie życie destrukcyjnych sił zła. Tyle, że wierzganie kobiecymi zadkami, czy inne awantury, takie jak mordowanie księży, czy wręcz postronnych osób, albo dewastowanie kościołów, w tym nie pomogą. Trzeba koniecznie usiąść do stołu i pomyśleć, zaproponować znośne rozwiązanie i dogadać się. Inne drogi nie ma. Awantura może doprowadzić do jeszcze większych nieszczęść. I Tyle!
sobota, 31 października 2020
czwartek, 29 października 2020
Jeszcze raz o sporze aborcyjnym
Każda ze stron sporu o tak lub nie dla aborcji jedynie co potrafi, to obstawać przy swoim zdaniu. Zaproponowałem rozwiązanie, aby otoczyć troskliwą opieką kobietę noszącą ciążę patologiczną, doprowadzić do narodzin i przejąć od niej chore dziecko, aby je wychowywać i pod opieką specjalistów rehabilitować, czy też dostosowywać do jak największej samodzielności, to nawet pies z kulawą nogą się w tym temacie nie wypowiedział. Aż mnie język świerzbi, żeby zawołać: Durny narodzie weź się razem za trudnych problemów rozwiązywanie, a nie za wojowanie. W rozwiązaniach trudnych problemów żadna ze stron nie zaspokoi w pełni swoich żądań. W podmiotowym przypadku aborcji obie strony musiałyby się poświęcić i zgodzić na upusty. Kobieta musiałaby donosić i urodzić, a społeczeństwo musiałoby ponieść koszty utrzymania niepełnosprawnych i łożyć na ich rehabilitację. Zastanówmy się i usiądźmy do stołu zanim poleje się krew pełnosprawnych, dorosłych Polaków.
środa, 28 października 2020
Propozycja minimalizująca aborcję eugeniczną
poniedziałek, 26 października 2020
Straż Narodowa
Wojna domowa wisi na włosku. Zróbmy wszystko by do niej nie dopuścić.
Zaszkodzi obu - stającym naprzeciw siebie - stronom, poleje się krew,
zginą uczestnicy, a także stojący na uboczu, przybędzie okaleczonych.
Tworzenie się Straży Narodowej jest reakcją na dewastowanie kościołów,
profanacji katolickich świętości przez - no i tu mam problem - przez
kogo? Czy inicjatorami dewastowania kościołów katolickich są tylko
przeciwnicy ustawy antyaborcyjnej? Moja wyobraźnia znowu dała o sobie
znać i zauważyła - może przeciwników ustawy antyaborcyjnej ktoś
podbechtał i pchnął ich do niszczenia tego, czego sam jest
przeciwnikiem, albo i wrogiem, tylko nie chce się uzewnętrznić i atakuje
kryjąc się za plecami kontestatorów ustawy antyaborcyjnej?
Moja wyobraźnie czasem fantazjuje, ale kto wie, czy dla dobra sprawy nie
wypadałoby najpierw poszukać ukrytych wrogów kościoła katolickiego i
gdyby takowych znaleziono, im dobrać się do skóry. Może po ich
wyjawieniu i unicestwieniu nasi, rodzimi przeciwnicy ustawy
antyaborcyjnej ograniczyli by się do zwykłych protestów jakie
organizowane są przeciwko wprowadzaniu uchwał kontrowersyjnych do
obowiązującego prawa. Wtedy nie była by potrzebna Straż Narodowa i spór
nie wykraczał by poza sejmowe progi. Bo w końcu od tego jest Sejm
Rzeczpospolitej Polskiej aby uzgadniał, dopracowywał ustawy na tyle, aby
nie wzbudzały aż tak drastycznych reakcji, jak ta antyaborcyjna. A może
do złagodzenia reakcji wystarczyłoby użycie bardziej przekonywujących
argumentów? Proszę polityków, popróbujcie poszukać tych argumentów, a
może innego rozwiązania. Lepiej wojować słowem niż mieczem. Tym
bardziej, że Polska jest krajem demokratycznym. A jestem pewny, że
"Demos" nie lubi wojny domowej.
O ustawie antyaborcyjnej.
Dowiedziałem się, że Kontrowersyjna ustawa antyaborcyjnaTo prawie to samo, co – „Sporna ustawa antyaborcyjna”. A w sporze muszą uczestniczyć, co najmniej dwie strony. W przypadku ustawy antyaborcyjnej tymi stronami są: Kobieta w łonie której rodzi się dziecko, będące skutkiem aktu rozrodczego dwojga – zazwyczaj – dorosłych ludzi – kobiety i mężczyzny. Drugą stroną sporu jest właśnie owo dziecko rodzące się w łonie kobiety – jak wspomniałem – wskutek aktu rozrodczego dwojga dorosłych ludzi. (Wyjaśniam, że użycie słowa rodzące się jest zamierzone, jako, że ja rodzenie się nazywam okres od czasu poczęcia, do czasu odcięcia pępowiny.) Na wstępie należałoby odpowiedzieć sobie na pytanie: jaki jest status obu stron. A no taki, w którym tylko kobieta w łonie której rodzi się jej dziecko – nowy człowiek - ma głos i tylko ona może uzewnętrzniać swoje zadowolenie, lub niezadowolenie. Takiej możliwości pozbawiony jest rodzący się nowy człowiek – on nie może uzewnętrznić swego zadowolenia, czy też niezadowolenia. Więc już z tej racji powiedzmy sobie, że strony biorące udział w sporze nie mają równych praw. Kobieta rodząca może wyrazić swoje niezadowolenie, swoje cierpienie wywołane świadomością rodzenia niezdrowego człowieka. Zaś nowo rodzący się człowiek nie może wypowiedzieć się ile cierpienia musi znosić w wyniku wyjęcia go z łona matki, które zaspokajało wszystkie jego potrzeby życiowe. Nie może nawet wypowiedzieć się na temat swojej śmierci – albo głodowej, albo uduszenia, albo – wręcz rozerwania swoich członków.
Pomijając nierówność praw stron sporu można, z całą odpowiedzialnością orzec, że nikt nie znajdzie ustawy, zadowalającej obie strony sporu, czyli nie kontrowersyjnej. – Więc co? Co zrobić? Gdyby można było, jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania, ludzie nie musieliby sami nad nimi się głowić. – Zrobiłby to sam Stwórca. Mogę tylko zauważyć, że w tym przypadku zło zabiło ćwieka, nie do bezbolesnego wyjęcia. Ktoś mógłby powiedzieć – wybierzmy mniejsze zło. Tyle, że akurat, w rozpatrywanym przypadku niema większego i mniejszego zła. I w tym cały problem, cała boleść – że tak powiem – wyjmowania zabitego przez zło ćwieka. Gdyby ten nie mający możliwości wypowiedzi, rodzący się, nowy człowiek, jakimś cudem przemówił to podejrzewam aborcję nazwał by selekcją dokonywaną przedwcześnie, bo wielokrotnie zdarzało się, mimo diagnozy lekarzy o uszkodzeniu płodu, na świat przychodziły zdrowe dzieci, lub z szansą wyleczenia, lub wręcz samoczynnego jej ustąpienia.
Mając na uwadze swoją niedostateczną znajomość rzeczy i swoją skromność, nie będę nawet usiłował podejmować próby rozwiązania problemu aborcji. Pozwolę sobie tylko na zadanie pytania, na które odpowiedź może ułatwić podjęcie optymalnej decyzji. Zapytam więc – czy nie lepiej, gdyby selekcję rodzących się ludzi pozostawić naturze?
Dodam, a może by zacząć w końcu poprawiać błędy genetyczne? Wydaje mi się, że wcześniej czy późnie i tak ludzkość sięgnie do genetycznych głębi, bez względu na rozwój tej dziedziny i jej skutki.