Dzisiaj,
jak co dzień oddychałem powietrzem
I
…. I – wierzcie mi – ani razu się nie zachłystnąłem.
Obrazy
do mnie docierały
Ale
sam nie wiem skąd się brały
I
jakim sposobem, zewsząd mnie otaczały.
Nie
mogłem się przed nimi opędzić.
Wyobraźcie
sobie, że obrazy niektóre
Wprost
atakowały moje narządy optyczne.
Niemal
wołały: My bardziej widoczne są.
Te
obok nas, same nie wiedzą, czego chcą.
Jeśli
nie zarejestrujesz naszego widoku
Będziemy
tkwiły długo, w twoim oku.
Nie
wiem jednak, jak to się stało
–
Czy moje oko ich nie tolerowało?
Tak
czy owak, do rejestru pamięci się dostały
I
do dzisiaj w nim pozostały.
I
wystarczy, bym przymknął oczy
To
ich widok zewsząd mnie obskoczy.
Bywa,
że kręcę głową i fukam ze złości
Gdy
brzydactwo powraca do mej świadomości.
Do
miłych wspomnień chętnie wracamy
Niczym,
po smakowitości, po nie sięgamy.
Miłe
wspomnienia nam życie umilają
Niczym
obrazy, które ludzie na ścianach wieszają.
Toto
ścierwo, – że tak się wyrażę
Nie
zwraca uwagi na moją obrazę.
Niemal
nieustannie wywleka same okropności
O
Polakach – twierdząc, że chylą się ku upadłości.
Że
koniec Polski jest bliski
I
że wszyscy popadamy na pyski.
Polska,
jako kraj – z dziada, pradziada – mój
Jawi
mi się, jako poplątany sznurów zwój.
Najgorsze,
że nie widzę możliwości, go rozplątania.
Świadomość
niemożności, jest nie do wytrzymania.
Czemu
pamięć z wyobraźnią się na mnie uwzięły?
–
Jeśli chcą odebrać mi spokój – to swego dopięły.
Pewnie
innych także spokoju pozbawiły
Lecz
żyć z niepokojem, to ponad ludzkie siły.
Ciągły
brak spokoju, to niczym ciągła ulewa
Co
to naleje wszędzie, nawet tam gdzie nie trzeba.
Skutki
niepokoju, głownie złe instynkty pobudzają.
–
Te zaś, niecnoty i niezgody ludziom podrzucają.
Kiedyś napisałem: „ jak z nieba deszcz lunie rzęsisty
To brudy spłucze i każdy potok stanie się czysty”.
Zawołam: Boże! Spraw, by takie deszcze popadały
Co by, spomiędzy nas, niecnoty i swary wypłukały.
A ich resztki, w zakamarkach dusz i serc pozostające
Niech przepędzi wiatr i wypali słońce.
– Gdyby tak Bóg zechciał spełnić prośby moje
To by się rozplątały życia sznurów zwoje
I z głodu powymierały ludzkie niepokoje.